Jeśli na tym nigdy nie siedziałeś nie masz pojęcia jakie budzi to emocje. Jest coś co sprawiło, że krew w moich żyłach zagotowała się w bardzo krótkim czasie. Dosłownie w jednej chwili poczułem jak adrenalina zaczyna ostro buzować w moich żyłach. Bardzo ciężko porównać to z jakimkolwiek innym doświadczeniem. To był mój pierwszy raz na sportowym motocyklu Honda CBR 600 RR. I jak to bywa z pierwszymi razami – to była bardzo emocjonująca przygoda, która mocno utkwiła mi w głowie.
Gdybym miał więcej czasu, pewnie włączyło by mi się logiczne myślenie i snuł bym wizje jak rozbijam się na jakimś drzewie a moje wnętrzności rozpryskują się w okręgu kilometra od miejsca zdarzenia. Ale nie było nawet chwili na rozmyślanie. Założyłem kurtkę, kask, kumpel zrobił mi szybkie szkolenie ze zmiany biegów. Zanim serce całkiem podeszło mi do gardła i zatkało drogi oddechowe puszczałem sprzęgło siedząc na prawie 115 konnym silniku z doczepionymi kołami. Gdy zmieniłem bieg na dwójkę, głośny sportowy wydech krzyczał „gazzzzuuukurrrrrrrrwa!!!” i nie sposób było go nie posłuchać. Ten dźwięk w połączeniu z przyśpieszeniem jakie zdaje się nie mieć granic sprawia, że Twoje ciało jest jedną wielka ciarką a w tętnicach prosto do mózgu płynie potężna dawka adrenaliny. Dlatego gdy zmieniasz bieg na trzeci chcesz tego więcej, i więcej i kręcisz tą manetkę od gazu ile się da. I czym obrotomierz bardziej zbliża się do 13 000 obrotów na minutę tym Ty masz większe odczucie, że motocykl i Ty to jedność.
Serce podchodziło mi drugi raz do gardła gdy zauważyłem zakręt. Gdybym miał więcej czasu ogarnęła by mnie panika ale to co się stało wywołało we mnie zaskoczenie. Honda tak jak by sama weszła w ten łuk nabierając przechyłu. Jedyne co zrobiłem to lekko się nachyliłem.
Gdy zawróciłem i dojechałem a raczej doleciałem do miejsca gdzie czekał znajomy zamiast krwi krążył we mnie koktajl testosteronu, adrenaliny i zmiksowanych od drgań niektórych organów wewnętrznych. Zatrzymałem się i powoli zaczęło do mnie docierać że to był kompletny odjazd. Już wiem dlaczego dziewczyna kumpla narzeka, że od kiedy kupił motocykl nie chce się z nią kochać. Jazda na sportowym motocyklu jest bardziej niebezpieczna niż sex bez zabezpieczeń. Dostarcza tak pozytywnych emocji, że zakochanie się w tej maszynie wcale nie jest trudne. Nie wiem jak te japońskie małe rączki to zaprojektowały ale ten motocykl przyśpiesza, prowadzi się w zakrętach, wyzwala takie emocje jakby zaprojektował go sam Pan Bóg.
Od opisywanej historii ciężko choruję na zakup własnego jednoślada. Teraz jest więcej czasu na logiczne myślenie i ciężko nie brać pod uwagę wyobrażeń, w których zeskrobują mnie z przydrożnej sosny lub samochodu, którego kierowca zapomniał o istnieniu lusterek. Tym bardziej, że ścigacz nie zachęca do wolnej jazdy. I chociaż to całe pierdolenie o dawcach organów jest tak wszech obecne jak i nienawiść do motocyklistów, to w tym sporcie jest coś szalenie pociągającego.
Zapraszam do opisywania swoich doświadczeń z jazdy motocyklem w komentarzach.