Stolicę Słowacji od Wiednia dzieli zaledwie kilkadziesiąt kilometrów. Grzechem było by nie wstąpić. No właśnie… wstąpić. Tak bardzo podobał nam się Wiedeń, że na Bratysławę zostało niezbyt wiele czasu. Ale co tam… popołudnie jest długie a sen jest dla słabych ;). Wysiadamy na dworcu… Ktoś miał ciekawy pomysł. Ze starych autobusów zrobiono kawiarnię. Wychodzimy przed budynek i od razu przyszły mi do głowy skojarzenia z PRL-em. Jeśli mam być szczery, socjalistyczna architektura uderzyła mnie po oczach. Ponoć Słowacja jest na podobnym poziomie rozwoju gospodarczego (PKB ma nawet trochę wyższe) co Polska ale jej stolica prezentuje się zdecydowanie gorzej niż nasza. Odniosłem wrażenie, że jest tu biedniej i mniej dba się o estetykę. Trawniki raczej nie wykoszone, na ulicach śmieci, na murach dużo twórczości graficiarzy, którzy stali nie w tej kolejce… bo talentem raczej tego nazwać nie można. Czytaj wandalizm. Jeszcze kilka godzin temu byłem pod wrażeniem Wiednia, teraz spacerując zauważam przepaść jaka dzieli te dwa miejsca … To jest miasto, w którym stwierdzisz „chyba nie chciał bym to mieszkać… „. Idziemy dalej na „Stare Miesto”, tutaj już wszystko wygląda lepiej. Zabytkowe kamieniczki stoją wzdłuż wąskich brukowanych ulic. Jest klimat, są turyści (nawet i sporo Polaków), widać że w centrum coś się dzieje. Nad starówką góruje zamek, którego nie sposób nie zauważyć, szczególnie nocą ponieważ jest bardzo ładnie podświetlany. Jako że, jest to gwóźdź programu to zostawiamy go na koniec. Wcześniej usiłujemy znaleźć operę narodową i słynny wśród miejscowych niebieski kościół. Pytamy o drogę przechodniów, sprawiają wrażenie trochę niemiłych, zamkniętych, oprócz jednej dziewczyny, która po angielsku bardzo entuzjastycznie i szczegółowo tłumaczy nam drogę. Dzięki niej dajemy radę. Swoją drogą słowacki jest zabawny. Te ich nazwy poprawiają mi humor. Spacerujemy brzegiem Dunaju skąd widać tak zwane „UFO” jest to kawiarnia zbudowana na szczycie pylonu mostu. Muszę przyznać, że pomysł oryginalny. Szkoda, że nie udaje się nam tam wejść. Został nam deser, czyli wspomniany już wcześniej Zamek Bratysławski. Położony jest na dość wysokim wzgórzu, otoczony wysokimi murami co robi duże wrażenie. Wysiłek się opłaca bo ze wzgórza zamkowego mamy panoramę pięknie oświetlonego miasta. Świetne miejsce by zatrzymać się na „kozla” czyli moje ulubione słowackie piwo. Polecam! Czas niestety nam się kończy, jest już późno. Wracamy starówką gdzie głośno gra muzyka i bawią się podchmieleni turyści, w końcu jest sobotnia noc. Wsiadamy do starego tramwaju by dostać się do naszego hostelu… Rano wracamy Polskim Busem do Polski. Bratysława ma około 400 tys. mieszkańców, to widać na ulicach bo poza centrum jest raczej pusto. Widać również to, że stolicą jest od niedawna bo w czasach Czechosłowacji tą rolę pełniła Praga. Czuje się, że Słowacja podobnie jak nasz kraj ma do dziś problemy z tym co pozostawił po sobie tutaj ZSRR. Nie tak dawno przyjęli euro, ale nie wiem czy wyszło im to na dobre, bo ceny są tu wyższe niż w Polsce. Mimo wszystko uważam, że warto poznać to miejsce chociażby przy okazji pobytu w Wiedniu. Zabytkowa część miasta jest ciekawa a widoki, szczególnie wieczorem skłaniają do wyciągnięcia aparatu fotograficznego z plecaka. 🙂 Moja fotorelacja pod linkiem: Jak wygląda Bratysława [ Galeria zdjęć] Gdybym dziś planował podróż, oprócz Wiednia ponownie odwiedził bym Bratysławę. To była wycieczka kontrastów i porównań. Podróż, która pozwoliła mi chodź trochę lepiej poznać naszego sąsiada.
Tagi: Bratysława, Podróże